Mimo, że spotkałyśmy się już kilka razy, od pierwszych dźwięków do dziś pozostaję pod wrażeniem ich śpiewu. Niesamowite zgranie kobiet śpiewających od wielu lat razem, dla nich od zawsze, bo śpiewają razem do dzieciństwa. Przez wiele lat towarzyszył im w tym śpiewie brat pani Anny. Pani Maria wspomina, że pierwszą rzeczą, którą pomyślała, gdy dowiedziała się o jego śmierci było, to, że "on sie już z nami nie zaśpiewa".
Panie Maria Mika i Anna Smolczyk, dwie kuzynki przepięknie śpiewające w dwugłosie pieśni wyniesione z rodzinnego domu, gdzie cała rodzina muzykowała i uwielbiała to. Wspominają obie, że każdą okazję spotkania z rodziną wykorzystywano na muzykę. Robiono to co niedziela i grania oraz śpiewu nigdy nie było dosyć. Śpiewowi towarzyszyła harmonia, akordeon oraz skrzypce. Kuzynki nigdy nie śpiewały w zespole folklorystycznym, natomiast w chórze kościelnym owszem. "Chórowy" śpiew postrzegają jednak inaczej. Tam wszyscy dzielą się na 4 głosy, trzeba poddać się dyscyplinie tego śpiewu, długo trzymać dźwięki, na odpowiedniej wysokości. Nie jest to śpiewanie, do jakiego przywykły, gdzie panuje większa dowolność i swoboda. Aby spotkać się i dopasować swoimi głosami muszą szukać dźwięku i patrzeć "wedle siebie" i nie zawsze to śpiewanie jest takie samo, bo człowiek nie jest codziennie taki sam. Uzupełniają się w tym swoim śpiewaniu. Pani Maria ma niesamowitą pamięć do pieśni, natomiast pani Anna wyjątkowo udatnie potrafi dorobić drugi głos do prawie każdej. Ale zaznacza, że nie wszystkim melodiom drugi głos pasuje i wtedy śpiewają je jednogłosowo. Dzięki paniom z Dębskiej Kuźni zrozumiałam o czym są znane mi tylko w postaci jednej lub dwóch zwrotek pieśni, bo one znają je całe. Zwłaszcza długie, przepiękne liryczne pieśni o miłości, stracie wianka, niby proste, ale z tak niesamowitym emocjonalnym przekazem trafiającym prosto do serca, poruszającym słuchacza do głębi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz