zajęcia wokalne w Muzeum w Kluczborku |
ma się świetnie, zwłaszcza na Opolszczyźnie. Trudno się jednak temu dziwić, kiedy w edukacji tematu jak na lekarstwo a wokoło usłyszeć można przeważnie muzykę ludową w formie stylizowanej, a także to, że disco polo i muzyka biesiadna, to jest właśnie ludowa, co mija się z prawdą. I dlatego tak ważne są okazje, gdzie można zetknąć się „na żywo” z tradycyjnym wykonaniem pieśni ludowych. Jest to szczególnie ważne dla dzieci, by w przyszłości mogły odwołać się do wrażeń z zajęć śpiewaczych, gdy usłyszą „ludowa” budując swoje poglądy o tej muzyce przez własne doświadczenie. Wychodząc z założenia, że trzeba najpierw zaciekawić, żeby dzieci słuchały i włączyły się w śpiew, wcale nie trzeba od niego zaczynać. Eksperymentowanie z własnym głosem pozwala testować aparat głosowy i zbierać doświadczenia. Jak to jest kiedy trzeba przy całej klasie coś głośno zawołać? Czasem trudno, ale najczęściej to świetna zabawa: „fanie, że możemy wrzeszczeć”. Ciekawie jest udawanie głosów ptaków i innych zwierząt, głośne wołanie koleżanki, swojego imienia, albo wymyślonego psa. I ten głos wtedy taki inny. Dzieci często zwracają uwagę na wrażenia akustyczne: „proszę pani, to jest taki gwarny głos”, albo: ”ten głos jest jak echo”. Najczęściej pełny głos, którym śpiewa się tradycyjnie jest określany jako „głośny głos” i to, że można takim śpiewać jest bardzo ciekawym doświadczeniem i zabawą. Dzieciom imponują również niektóre, efektowne akustycznie ćwiczenia emisyjne, np. udawanie głosu syreny alarmowej, próbują naśladować i przekonują się, że to nie takie łatwe. A potem wołają jedno słowo, potem kilka naraz „głośno i daleko”. To już krok do śpiewania, które często pracując z młodszymi dziećmi z powodzeniem można połączyć z prostymi krokami tanecznymi. Oczywiście gimnazjaliści mogę to już określić jako „powtórkę z przedszkola”, więc dla nich propozycja połączona z rozpoczęciem śpiewu będzie inna. Bardzo chętnie aranżują piosenkę na perkusję wykorzystującą ich własne ciała – kreatywność w tym na czym i jak można zagrać jest nieskończona. Wreszcie po ciekawych, acz męczących ćwiczeniach głosowych, m.in. ulubionym przez dzieci śpiewaniu w ”dziwnych pozach”, przychodzi czas na trudne słowa. Prosta piosenka ludowa, jak się okazuje, nie do końca jest zrozumiała. I tak dzieci dowiadują się, że słowo „kijanka” oznacza nie tylko małą żabę, a „cera” na Śląsku to jeszcze co innego niż skóra twarzy. I nagle jasne staje się, dlaczego kot mógł się zmieścić w chlebie. Bo muzyka to nie tylko scena. W tej ludowej w ogóle nie chodziło o występowanie, koncerty, śpiewanie przed publicznością. Piosenki śpiewane przez mamy i babcie dzieciom na wsiach i wspólnie z dziećmi, dla zabawy, dla uspokojenia i spędzania z nimi czasu jak najbardziej odzwierciedlają naturę tej muzyki. To bardzo dobrze, bo i dziś dzieci i ich bliscy potrzebują siebie nawzajem. Dobrze dla śpiewania w ogóle, aby uświadomić, że nie tylko to sceniczne jest ważne i wartościowe. Poznawania swoich korzeni, kultury miejsca, w którym się żyje poprzez przyjazne i dostępne dla każdego śpiewanie nie da się przecież przecenić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz