środa, 25 maja 2016

Pieśni przechowane - "Krzanowiczanki"

kronika zespołu
Badacz muzyki ludowej chciałby pojechać na wieś i znaleźć pieśni ludowe śpiewane a capella, pełnym głosem, w miejscowej gwarze, najlepiej jak najstarsze z zachowanymi archaicznymi cechami i adekwatnym stylem śpiewaczym. Chciałby spotkać ludzi przekazujących sobie te pieśni ustnie z pokolenia na pokolenie, śpiewających je przy kultywowanych obrzędach dorocznych oraz rodzinnych, różnych pracach w polu i gospodarstwie. W skrócie rzecz ujmując - zastać by pragnął wieś XIX wieczną czy tą znaną z początków XX w. A wieś wymyka się tym chęciom czy wyobrażeniem, bo jak wszystko wokół nas – zmienia się i przeobraża. Jej wykształconych i pracujących nie tylko na gospodarstwie mieszkańców trudno dziś określać „ludem” i oczekiwać, że będą żyli jak ich pradziadowie. Warunki życia uległy zmianie, w następstwie czego tradycyjna kultura ludowa, w tym muzyczna, również się zmieniła. I tak
chcąc, nie chcąc badacz muzyki ludowej ma trudniejsze, choć niemniej fascynujące zadanie: obserwację i dokumentowanie zjawiska zmiany w tradycyjnej muzyce ludowej. No i tak trafia do Krzanowic, gdzie od ponad 40 lat istnieje zespół folklorystyczny, wyróżniający się na tle innych tego typu zespołów na Śląsku Opolskim. Nie śpiewa przebojów zespołu „Mazowsze” czy „Śląsk”, tylko pieśni ze swojej i okolicznych wsi. Panie nie znają ich co prawda od własnych matek, ciotek i babek, ale pieśni przechodzą tu ze starszych członkiń zespołu na młodsze.  Wiele z tych starszych pań już nie żyje i dzięki temu, że zespół istnieje pieśni zostały w zachowane w ogóle. Bo we wsi już nikt poza „Krzanowiczankami” nie śpiewa. Skupiający mieszkanki Krzanowic oraz okolicznych wsi zespół nie używa keybordów oraz podkładów muzycznych z linią melodyczną podczas występów scenicznych, bo: „co to za muzyka jak nie na żywo?”. Zwłaszcza, że jest to muzyka ludowa. Zespołowi towarzyszy sympatyczna kapela męska, znajdująca w graniu wiele radości i przyjemności. A capella zaśpiewały „Krzanowiczanki” tylko na moją prośbę, na potrzebę nagrań, związaną z ograniczeniami technicznymi sprzętu. Normalnie wszystkie pieśni wykonywane są z akompaniamentem akordeonu, bębna, tamburyna, różnych typów harmonii, harmonijki ustnej a czasem gości także saksofon. Dużo i głośno, ale może dlatego ciągle jeszcze usłyszeć możemy mocne i pełne głosy śpiewaczek– trzeba tą kapelę prześpiewać. To też cecha wyróżniająca wśród innych zespołów wykonujących obecnie muzykę śląską na scenach Opolszczyzny. I co ciekawe, przy całej stylizacji muzyki, członkinie zespołu oraz kapeli maja świadomość, jak dodawanie instrumentów zmienia sposób śpiewania, trzeba się do tego grania dostosować. Punktem wyjścia do rozmowy o śpiewie były właśnie nagrania a capella. Panie opowiadały o tym, że zawsze śpiewały jednym głosem: „ tak się przyzwyczaiłyśmy i tak zawsze było”. Wcześniej zdarzały się osoby  śpiewające na głosy, bo lubiły i umiały, ale działo się to raczej w ramach wyjątku od reguły jaką jest tradycja śpiewacza zespołu. Podczas naszych wspólnych spotkań powoływano się na tą tradycję nie raz np. kiedy któraś z pań chciała zmienić sposób śpiewania pieśni: „ nie, to musi tak być, tak jak zawsze śpiewałyśmy” – usłyszała odpowiedź. Co niezwykle cenne, świadomość kontekstu wykonawczego oraz znaczenia pieśni również zachowała się w zespole. Wiele pieśni np. weselnych nie jest wykonywanych na scenie, bo to nie pasuje do sytuacji. Jeżeli zdarzyłaby się, jak kiedyś w Dobrzeniu inscenizacja lub rekonstrukcja śląskiego obrzędu weselnego, to „Krzanowiczanki” chętnie by takie pieśni zaprezentowały. Jednak na festynie to co innego, tam śpiewa się piosenki do zabawy, podobnie jak przy okazji jubileuszy czy spotkań towarzyskich. I pomyśleć, że oceniamy zespoły folklorystyczne po ich występach sądząc, że potrafią tylko to co tam wykonują. A tymczasem należy spojrzeć na ten medal z drugiej strony. Nie ulega wątpliwości, że na Śląsku Opolskim brakuje możliwości zaprezentowania repertuaru odmiennego niż biesiadny i zabawowy – słyszę o tym już nie pierwszy raz. Inny powód to wymogi stawiane przez organizatorów dotyczące określonego repertuaru, w trosce, że ten mniej biesiadny się nie spodoba publiczności. Jedna z pań określiła to dobitnie: „nie śpiewamy, bo nikt tego nie chce słuchać” .A tymczasem, co niejednokrotnie podkreślają „Krzanowiczanki”, muzyka nie jest tylko do zabawy. Pieśni trzeba śpiewać lub rezygnować ze śpiewu zależnie od sytuacji. Nie ma prób zespołu w okresie rekolekcji i Wielkiego Postu. To czas milczenia. Członkinie zespołu śpiewają wspólnie pieśni religijne np. w Adwencie, kolędy dopiero w okresie bożonarodzeniowym, nie wcześniej. To ważne kiedy i co się śpiewa. O takich rzeczach nie dowiemy się na festynie, to sprawa kultury i sposobu życia. Myślałam, że znajdę to czego się spodziewałam - po prostu kilka rzadko lub w ogóle nie wykonywanych na scenie obrzędowych pieśni. Chciałam nagrać je dla potomnych zgodnie z założeniem projektu jako „Pieśni Bezscenne” i tak też się stało. Lecz znalazłam na spotkaniach z „Krzanowiczankami” jeszcze coś o wiele cenniejszego - świadomość śpiewu. To o wiele więcej.     


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz