Dokumentuję folklor muzyczny, co w praktyce oznacza, że jeżdżę po wsiach, bywam w domach osób pamiętających pieśni, śpiewających je. Niektóre z tych osób zastrzegają się, że już nie zaśpiewają, choć mogą mi opowiedzieć. Mam swoje sposoby na to, żeby jednak zaśpiewały i nie waham się ich użyć. Na spotkaniach przy kawie czy herbacie, w domach odszukanych śpiewaczek oraz śpiewaków, na próbach zespołów folklorystycznych, w świetlicach wiejskich, salkach parafialnych dotykam muzyki jako czegoś czym się żyło i co nadal jest w oczach, myślach, uśmiechu, ale i we łzach.
Często jestem pytana ile czasu zajmuje udokumentowanie repertuaru jednej osoby. Ludzie pytają, ile razy trzeba pojechać do kogoś, aby nagrać 20 pieśni, średnio, tak statystycznie rzecz biorąc. I ja nie potrafię inaczej odpowiedzieć, jak tylko, że nie jestem w stanie ocenić tego aż do spotkania z nagrywaną osobą. Założenie ile pieśni w ogóle się nagra, jest błędem. Niektóre osoby znają tylko dwie pieśni i tyle mi zaśpiewały, a zrobiły to tak, że szkoda by było tego nie uwiecznić. Śpiewacy zwykle chętnie poszukują nowego repertuaru, ale też nie każdy ma taką potrzebę. Zwykle mają ją osoby występujące na scenie, jeżdżące na festiwale. Trzeba pamiętać jednak, że scena nie jest naturalnym środowiskiem dla tradycyjnego śpiewu ludowego, on nie dla niej istnieje. Jeśli ktoś nie należał do żadnego zespołu ani nie występował solo, zwykle śpiewa, to co zna z najbliższego otoczenia. Kiedy trafiam do osób śpiewających piosenki ze swoich rodzinnych domów, od babć, ciotek, sąsiadek, nigdy nie adaptowane na potrzeby występów, wiedziałam, że o muzyce wsi dowiem się najwięcej.
Każdy człowiek dzieli się inaczej. Jedna osoba potrzebuje najpierw oswoić się z sytuacją, że będzie nagrywana. Czasem zajmuje to kilka spotkań. Tak, tak, pojechać i nic nie nagrać, to nie jest rzadka sytuacja. To zaufanie, nie da się go zdobyć na skróty. Ale co się potem otwiera! W większości przypadków, niezależnie od doświadczenia scenicznego, bądź jego braku, dzielenie się pieśniami to dla śpiewaków i śpiewaczek sprawa osobista połączona z tym, kim są i jacy są, co przeżyli. Dlatego jest to czasem takie trudne. To nie są ludzie, którzy tylko, po prostu znają piosenki. Najczęściej równolegle z pieśniami idą opowieści o wszystkim. Bywa i tak, że osobisty stosunek do muzyki uniemożliwia jej udokumentowanie i niestety ginie ona bezpowrotnie, bo tego się obcym nie śpiewa...
Jedna pani zaśpiewała mi 20 pieśni, inna 40 a jeszcze kolejna 60. Pojawił się także zbiór 200 pieśni, które nagrywałam chyba z 5 lat. Wyobraźcie sobie, że jeździcie do kogoś 5 lat, co się wtedy dzieje między wami. Jak wygląda rozmowa z kimś, kogo widzi się drugi raz a jak z kimś, kogo się widuje od lat. Długotrwałe relacje, długotrwałe czerpanie, śpiewanie, ale i dawanie. Zaufanie. Co było największym zaskoczeniem w mojej pracy? Pieśni to dopiero początek i punkt wyjściowy do poznawania świata, po który przyjechałam, ale i siebie samej.
ŚCIEZKI PIEŚNI
Zrealizowano w ramach stypendium "Marszałkowskie talenty",